Czwartek, 9 Maj
Imieniny: Grzegorza, Karoliny, Karola -

Reklama


Reklama

Krwiodawca ma zwykłą, ludzką twarz (zdjęcia)


Wykonują różne zawody. Są rodzicami, babciami, dziadkami, a nawet prababciami. To ludzie o wielu pasjach. Uwielbiają gotować, wędkować, zbierać grzyby, hodować gołębie, uprawiać sporty, podróżować. Lubią żarty, ale też potrafią „tupnąć nogą” jeżeli zajdzie taka potrzeba. Mają różne poglądy, ale łączy ich jedno: „oddawanie krwi mają we krwi”. To dzięki krwiodawcom inni mogą cieszyć się życiem, w przenośni i dosłownie.


  • Data:

Od 22 do 26 listopada obchodzone będą Dni HDK w Polsce. Wielbarscy krwiodawcy świętować zaczną wcześniej, bo dokładnie 17 listopada minie trzynasta rocznica reaktywacji ich Klubu. Istniał już raz, przed wielu laty, różne przyczyny spowodowały, że znikł, ale najważniejsze jednak, że się odrodził i należy do grona najprężniej działających w powiecie, a być może – i w regionie.


Reklama

 

Wśród dzisiejszych krwiodawców nie brakuje tych, którzy pamiętają stare czasy i aktywnie działają obecnie. - W dzisiejszych czasach łatwo jest zapomnieć o szacunku do drugiego człowieka. Ludzie często z niewiedzy opowiadali mity, obrażali ludzi, którzy oddawali krew. Jesteśmy zwykłymi ludźmi, jak wszyscy inni, mamy swoje słabości, problemy...

 

Każdego może dotknąć tragedia: jakaś choroba, utrata kogoś bliskiego, a w konsekwencji załamanie. Krwiodawcom też się to zdarza, ale trzeba pamiętać, że taka osoba przez wiele lat pomagała innym i należy się jej szacunek, niezależnie od tego kim teraz jest – oględnie o czasach dawnych wspomina Krzysztof Burdyński, członek zarządu.

 

Na szczęście dzięki edukacji, postępowi technologicznemu i postawie samych krwiodawców obecnie ta grupa społeczna staje się coraz bardziej doceniana. - Wydawałoby się, że trzynaście lat to krótki staż jak na Klub. Trzeba dużo pracy, determinacji i chęci, żeby to wszystko działało. W Wielbarku mamy to ogromne szczęście, że krwiodawców u nas jeszcze nie brakuje.

 

Tradycja oddawania krwi przechodzi z pokolenia na pokolenie, co czasem rodzi zabawne sytuacje. Na przykład w obsadzie krwiobusu jest nowa osoba. Rejestruje krwiodawców i nagle słyszymy pełen zdziwienia okrzyk: „To ilu jest tutaj Burdyńskich, Maluchników”, a jak dołożyć jeszcze, że ojciec i syn mają to samo imię... to żartom nie ma końca – podsumowuje prezes Milena Zapadka. - Druga sprawa, że lubimy się , potrafimy z siebie żartować, a przede wszystkim jesteśmy stali i systematyczni w tym, co robimy i to jest recepta. Klub tworzą ludzie. Dopóki będzie nam to sprawiało przyjemność, będzie istniał. Można oddawać krew gdzie indziej, ale atmosferę i ludzi już nie da się „przenieść” - podkreśla.

 

Wielbarskich krwiodawców łączy więc nie tylko wspólna działalność na rzecz innych. Sami czują się wspólnotą, a każdy pobór to także spotkanie towarzyskie z przyjaciółmi.

Reklama

 

- To czas, kiedy możemy zmienić otoczenie, pobyć w gronie osób, z którymi „jest nam po drodze”. A ile mamy wspomnień, historii związanych z naszymi akcjami. Już chyba nic nas nie zdziwi. Śnieg w maju, burze, nawałnice, czy brak prądu to w naszym przypadku nic nowego – opowiada skarbnik Beata Zdancewicz. - Pamiętny rok 2008, kiedy przez naszą gminę przeszła nawałnica, a na drugi dzień mieliśmy pobór krwi. Chłopaki ze straży, mimo że usuwali skutki nawałnicy, przyszli oddać krew. Albo wtedy, kiedy spaliła się szkoła... Porządkowali zgliszcza, a w przerwie przybiegali, by oddać krew. Pamiętam sytuację, kiedy gminę dosłownie zasypało śniegiem. Odśnieżaliśmy parking dla krwiobusu, kiedy rowerem przyjechał pan Krzysztof z Łatanej Wielkiej, a to dobrych kilka kilometrów. Nie odpuścił. Skomentował tylko: „Trochę napadało, ale bywało gorzej”.

 

W ocenie wielbarskich krwiodawców (a klub liczy sobie aż 60 członków) ten trzynasty rok działalności, wbrew przysłowiu, nie był pechowy. W trakcie pięciu akcji poboru, mimo pandemii i ograniczonej liczby dawców, pozyskano prawie 90 litrów krwi. „Puszczanie krwi”, to niejedyna forma udzielanego innym wsparcia. Klub zbiera monety, plastikowe nakrętki czy... robi przysiady. Prowadzi ciągłą agitację i edukację na rzecz zdrowia i bezpieczeństwa. Ma też swoje marzenia...

 

- Chcielibyśmy, żeby w Wielbarku jakiejś ulicy nadano nazwę Honorowych Dawców Krwi, a ja osobiście chciałabym w końcu znaleźć czas i zrobić planowany album-książkę poświęcony naszym krwiodawcom – mówi Milena Zapadka.

 

 

Beata Radomska

Do krwiodawca namówił mnie mąż. Muszę przyznać, że jest to uzależniające, ale to takie przyjemne uzależnienie. Uzależnienie, które pomaga innym. W tej chwili z powodu choroby i leków, które otrzymuję nie mogę oddawać krwi. Brakuje mi tego. Mam nadzieję, że w przyszłości to się zmieni.

 

Izabela Maluchnik

Mnie też do oddawania krwi zachęcił mój mąż Mateusz, który sam jest krwiodawcą od 18 roku życia. Pomimo, iż boję się igieł, odważyłam się spróbować i wcale nie było tak strasznie. Teraz, gdy przebywam za granicą, brakuje mi naszych akcji w Wielbarku, na których zawsze było wesoło, a atmosfera rodzinna.

 

Magdalena Pabich

Krwiodawcą jestem od 14 lat głównie z potrzeby serca. Do oddawania krwi namówił mnie wujek i tata. Razem z bratem podjęliśmy to wyzwanie. Teraz mogę stwierdzić, że jest to jedna z moich najpiękniejszych życiowych misji, zaraz po byciu mamą. Działalność klubu obserwuję od samego początku. Jednak oficjalnie należę do niego 9 lat. Po tylu latach mogę śmiało powiedzieć, że jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Idziemy do przodu jak burza. Nigdy nie jesteśmy głusi na apele o pomoc. Jestem z nas bardzo dumna i cieszę się, że zasilam szeregi naszego klubu.

 

Justyna Dąbrowska

Mój tata, Sławomir Kurpiewski, oprócz tego, że od wieeeeeeelu lat jest honorowym dawcą krwi jest również, prawie od dwóch lat, najwspanialszym Dziadkiem na świecie!



Komentarze do artykułu

Chwała im za to.

Bo życie nie jest po to żeby tylko brać , trzeba i od siebie coś dać.

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama