Sobota, 27 Kwiecień
Imieniny: Sergiusza, Teofila, Zyty -

Reklama


Reklama

Anioł z warsztatu w Chochole pomógł rodzinie Schneiderów ruszyć w dalszą drogę (wideo, zdjęcia)


Przemierzają powozami całą Europę. To już siódmy rok ich podróży. Rodzina Schneiderów, bo o niej mowa, mieszka w Zielonym Powozie. Jej losy i podróże śledzi tysiące osób. Tym razem dotarła do naszego powiatu. Dokładnie do wsi Chochół w gminie Świętajno. Zatrzymali się tu na dłużej, bo jeden z wozów, którymi jadą, uległ awarii. - Spłoszyły się nam konie i wyrwały metalowe zaczepy – mówi Daniel, głowa rodziny. - Na szczęście trafiliśmy na wspaniałego Michała Abramczyka i jego warsztat samochodowy, chłopaki naprawili usterkę i będziemy mogli ruszyć w dalszą podróż.


Materiał wideo zrealizował Adam Gełdon z Nadleśnictwa Spychowo.

 

Czteroosobowa rodzina to Daniel i Babsi oraz ich dzieci Sarah (25 lat) i Julian (20 lat), a także 10 koni, cap, pies i dwa króliki. Europę przemierzają we własnoręcznie wykonanych wozach, które od 2017 roku są ich jedynym domem.

 

- Mamy takie samo życie jak inni – mówią. - Po prostu wybraliśmy dla niego nieco odmienną formę. Co nas napędza do takiego życia? Ludzie, przecudowni ludzie, których spotykamy każdego dnia – mówią z uśmiechem.

 

 

Wyzwolenie z kieratu codzienności

 

Przygotowania do wyprawy życia trwały 10 lat. To było przygotowanie mentalne i czysto praktyczne działania. Powóz zbudowali sami. Pomagały dzieci. Sześć lat temu zostawili wszystko, co zbędne. Wzięli tylko to, co potrzebne do nowego życia, czyli niewiele – tyle, ile zmieściło się w drewnianym wozie.

 

- Poczekaliśmy do końca obowiązkowej edukacji Sary i Juliana. Daliśmy im wybór: możecie kontynuować naukę albo ruszyć z nami - wyjaśnia Daniel. Wybrali podróż. Rodzeństwo mówi, że nie żałuje: - To jest piękne, lubię takie życie - przekonuje Julian.

 

- Miałem dobrze płatną pracę, zajmowałem się optymalizacją produkcji w zakładach Simensa. Odpowiedzialna, ale stresująca praca. Moja żona, Babsi, prowadziła mały hotel na granicy z Luksemburgiem. Niczego nam nie brakowało, poza radością z życia. Kiedy przestaliśmy się uśmiechać w drodze do pracy, poczuliśmy, że musimy coś zmienić - opowiada Daniel, postawny mężczyzna w sile wieku z bujną brodą.

 

Ma na sobie wojskową kurtkę z biało-czerwoną flagą. Cała rodzina jest tak ubrana. Zielony powóz, dwa namioty, palenisko, zwierzęta i oni, czteroosobowa rodzina. Uśmiechają się cały czas.

 

Dobry człowiek z Chochoła

 

Rodzina swoją podróż po Europie powozami rozpoczęła w lipcu 2017 roku. Ruszyła spod granicy Luksemburgia.

 

- Była Francja, Niemcy, Polska... - wylicza Daniel. - Tego, co my zobaczyliśmy, jakich wyjątkowych ludzi spotkaliśmy, nie da się doświadczyć z pędzącego samolotu, samochodu, czy pociągu. Każdego dnia przekonujemy się, że wciąż są dobrzy ludzie. Daleko nie trzeba szukać przykład Chochoła i Michała, który uratował nas z opresji, przyjął jak najlepszych przyjaciół.

 

- Przesympatyczna rodzinka – potwierdza to Michał Abramczyk, właściciel warsztatu samochodowego w Chochole. - Jest w nich radość, życzliwość i ten nieschodzący z buzi uśmiech. To naprawdę budzi pozytywne emocje. Jak mieliśmy im nie pomóc? - pyta retorycznie.

 

Cywilizację można okiełznać

 

Rodzina Schneiderów swoją podróż dokumentuje w mediach społecznościowych (gdy tylko zaczynamy rozmowę, Sarah wyciąga komórkę, rozpoczyna transmisję na żywo na Instagramie).

 

- To nie jest tak, że uciekamy od cywilizacji. Proszę zobaczyć nasz dom – mówi nieustannie uśmiechnięta Sarah i prowadzi naszego dziennikarza do powozu. - Tu jest piec na zimę, wygodne łóżka. Szuflady na ubrania. A tam prąd i wi-fi – śmieje się. - Na dachu mamy panele fotowoltaiczne. Mamy dostęp do cywilizacji. Mam kilka tysięcy obserwujących na Tik Toku – przekonuje nas, że jej życie jest piękne. - Jesteśmy wolni. Dziś to naprawdę najcenniejszy skarb – dodaje.

 

Naprawa powozu też została opisana w mediach społecznościowych. Do awarii doszło w piątek. Nasi dziennikarze rodzinę odwiedzili w poniedziałek, by przy okazji zobaczyć, że powoli przygotowuje się do zimy.

 

- Z reguły na ten czas zatrzymujemy się w jakimś jednym miejscu – mówi Daniel. - Ale z Chochoła ruszymy raczej dalej jeszcze przed zimą – śmieje się.

 

Schneiderowie byli gwiazdami wielu programów telewizyjnych.

 

- Nie stronimy od cywilizacji, pokazujemy innym, jak można pięknie żyć bez tych wszystkich udogodnień – mówi Sarah. - Nawet mając dwadzieścia kilka lat – zapewnia.

 

Wolność od „normalności”

 

Zmienili wszystko. Rzucili pracę, swój dom zamienili na ten na kołach: zielony powóz, ciągną go kuce i konie. Ich adresem jest miejsce, do którego akurat dojadą. Zrezygnowali z zegarków, grafików, planów i schematów, które władają codziennością większości z nas, dla których życie to praca, zarobek, kariera, dom, szkoła, wakacje (kolejność dowolna). Przekonują, że ten schemat można uprościć do: życie równa się podróż.

 

- To intuicja kazała mi tak zrobić – opowiada Daniel. - Najpierw kupiliśmy jednego konia, zbudowaliśmy powóz, spróbowaliśmy takiego życia i okazało się dla nas idealne.

 

Spod Luksemburga, gdzie mieszkali, ruszyli na wschód Niemiec. Z każdym kolejnym kilometrem, z kolejnym dniem podróży, uśmiechali się coraz częściej.

 

- Najważniejsze to być szczęśliwym w każdej sekundzie swojego życia. To jest nasze motto, nasza wiadomość, którą chcemy przekazać całemu światu - wyjaśnia Sara.

 

Wybrali wschód, bo uznali, że ludzie na wschodzie będą bardziej otwarci.

 

- Do tej pory nasza podróż udowadnia, że się nie pomyliliśmy – mówi Julian. - W moim poprzednim życiu było dużo stresu, teraz dopiero żyjemy naprawdę - dodaje Babsi, żona Daniela.

 

Bywa, że śpią przy ognisku, które rozpalą sobie w miejscu postoju. - Przy ognisku jest tak ciepło, że nawet mrozy nam nie przeszkadzają – zapewniają. Żyją z tego, co dadzą im napotkani ludzie.

 

- Na początku wydawało mi się, że to jest szalone, że może się nie udać. Te początki na pewno nie były łatwe. Teraz bym nie zamienił mojego życia, na tamto, sprzed podróży – podkreśla Daniel. - Deszcz, śnieg... nic nam nie przeszkadza. Nasze życie to kompletna wolność, śpię tak długo, jak chcę, jem to, co lubię, a przede wszystkim robię tylko to, na co mam ochotę. Niczym się nie przejmuję. Nic i nikt mnie nie goni. Mamy tyle pieniędzy, żeby kupić to, co jest niezbędne do życia. Nic więcej nie potrzebuję

 

Dobra energia jest w każdym

 

Żyją z tego, co przyniosą im ludzie. Czasami są to pieniądze, czasami jedzenie. Kartofle, ziemniaki... Zajmują się narowistymi końmi, potrafią je okiełznać. Tak dorabiają, ale nigdy nie ustalają stawki za swoją usługę. Tyle, ile ludzie zapłacą, tyle dostaną. W podróży nigdy nie negocjują cen.

 

Schneiderowie przyciągają dobrą energię i jak nieustannie podkreślają, do tej pory na swojej trasie spotykają ludzi z podobną aurą. - Wolność to też dobrzy ludzie, a tylko takich spotykamy na swojej drodze – twierdzą zgodnie.

 

- Gdy startowaliśmy w zachodnich Niemczech, przestrzegano nas przed Niemcami ze wschodnich landów, gdy dotarliśmy do Saksonii, przestrzegano nas przed Polakami, mówili, że zostaniemy tu okradzeni, w zachodniej Polsce ostrzegacie nas przed podróżą dalej na wschód kraju – opowiada Daniel. - Żadne z tych ostrzeżeń, przepowiedni nie sprawdziły się do tej pory. Ludzie są dobrzy - zapewnia z pełnym przekonaniem.

 

Kluczowa rzecz dla rodziny Schneiderów to pomagać innym, zrobić coś bezinteresownie. Kochają pizzę, wypiekają ją w swoim taborze na kamieniach, grillu, w ten sposób dziękują ludziom, którzy im pomagają podczas podróży. Dotychczas wypiekli ich ponad 3 tysiące. Tylu dobrych ludzi spotkali na swojej drodze.

 

O Polsce po polsku

 

Cała rodzina doskonale nauczyła się mówić w języku polskim. - To ważne, bo łatwiej wówczas podróżować – śmieją się. Skąd znają polski? Sara była na wymianie szkolnej w Polsce. Daniel wciąż się uczy.

 

- Najtrudniejsze są te wasze "ż, sz,cz, ć" – komentuje i dodaje: - Polacy na początku sprawiają wrażenie trochę sceptycznych, ale jak ich poznasz lepiej, okazuje się, że mają dla ciebie otwarte serce. Uczymy się od każdego człowieka czegoś wartościowego, każdy dla nas jest w danym momencie najważniejszy.

 

Podobne odczucia ma Sarah, 25-letnia, sympatyczna blondynka.

 

- Wy Polacy jesteście fantastyczni, czasami mam wrażenie, że jestem jedną z was. Polska to przepiękny kraj – mówi wciąż się śmiejąc. Dodaje też, że w Polsce przyjaźnie z ludźmi nawiązuje się wyjątkowo szybko. – Polacy są bardzo ciepli, gościnni, w ich przypadku nietrudno o pogłębione relacje. Zresztą dzięki jednemu z nich – Michałowi – naprawiliśmy nasz powóz i możemy jechać dalej cieszyć się życiem i poznawaniem kolejnych cudownych osób.

 

Schneiderowie zachęcają do zmiany myślenia o życiu, przekonują, że każdy może odnaleźć wolność, tak jak oni: odzyskać radość i uśmiech na twarzy, każdy może podróżować. Każdy rodzi się wędrowcem, trzeba tylko to w sobie odnaleźć. Każdy może, ale nie każdy musi - podkreślają.

 

Co dalej?

 

Schneiderowie na wiosnę zamierzają ruszyć dalej na wschód. Myślą o Ukrainie albo Białorusi. Docelowo o Rosji. - Polityka nas nie interesuje – mówi Daniel. - Tam też mieszkają ludzie i mogę założyć się z tobą, że też są wyjątkowo dobrzy, jak tu...

 

Żyją życiem wędrowców, zatrzymując się w miejscach, gdzie ich zwierzęta mają swobodny dostęp do wody i trawy. Stronią od tych górzystych. Za rekonesans terenu odpowiedzialny jest Julian, który z obozowiska wyrusza jako pierwszy lekkim powozem, szukając z pomocą nawigacji najbliższego zbiornika.

 

- Musieliśmy nauczyć się życia w nowych warunkach. Każdy dzień przynosił niespodzianki – mówi. – Dzisiaj wiem, że było warto podjąć ten wysiłek – dodaje.

 

Być może naiwnie pytamy Sarah, czy myśli o przyszłości: kontynuowaniu edukacji, pracy na etacie. Zdecydowanie zaprzecza. – Jestem szczęśliwa dziś. To jest dla mnie najważniejsze. Najbardziej w swoim życiu kocham wolność...

 

Schneiderowie tym, którzy obawiają się, że nie poradzą sobie bez pracy czy stałego dochodu, mówią: wszystko jest w twojej głowie. Nie są jednak gołosłowni: od wielu lat udowadniają, że taki styl życia – oparty na braniu i dawaniu – jest możliwy. Utrzymują się z datków, które ludzie wrzucają do ich skarbonki oraz tych przekazywanych im przez internautów śledzących ich losy.

 

Choć w Zielonym Powozie mieszkają już prawie pięć lat, nie wykluczają, że kiedyś osiądą gdzieś na stałe. - Nie będziemy się wówczas zastanawiać, czy to Niemcy, Polska czy jakiekolwiek inne państwo. Wierzę, że miejsca znajdują nas, a nie my znajdujemy miejsca – mówi Daniel.

 

- Musimy po prostu poczuć, że dotarliśmy do domu – dodaje Babsi. - I zapewnić naszym zwierzętom odpowiednio dużo przestrzeni, by czuły się wolne tak jak my – podsumowują.





Reklama

Reklama



Komentarze do artykułu

Napisz

Galeria zdjęć

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama

Reklama


Komentarze

Reklama