Wtorek, 16 Kwiecień
Imieniny: Bernarda, Biruty, Erwina -

Reklama


Reklama

Zdrowy rozsądek? - felieton Wiesław Mądrzejowskiego


Mamy, mam nadzieję, już za sobą te makabryczne upały, których nie znoszę i żegnam z radością. Kiedy w sobotę w końcu nadszedł jaki taki deszczyk otworzyłem jak szeroko bramę od garażu, ustawiłem radośnie leżak i oddychając świeżym mokrym powietrzem, i wsłuchując się w szum płynącej rynnami wody zapadłem w regeneracyjną drzemkę. Rozkoszne uczucie!


  • Data:

Niestety, gdy się obudziłem i spojrzałem na ekran telewizora zobaczyłem tragiczne informacje o wichurach, jakie przeszły nocą nad Borami Tucholskimi. Znam doskonale te miejsca od dzieciństwa, do dzisiaj jestem tam przynajmniej raz w roku i wiem, że groźne zjawiska pogodowe nie są tam rzadkością. Na tamtejszych jeziorach przeżyłem dwa „białe szkwały” (ostatni w ub. roku), widziałem wiele potężnych wichur, które kładły najgrubsze drzewa. Tereny te jednak są urokliwe i tak ulubione przez harcerzy, że od Chojnic po Kościerzynę w lasach zawsze były, są i będą harcerskie obozy. Żal straszliwy nie tylko tych młodych harcerek i innych osób, które zginęły przywalone drzewami.

 

Nie wszystko można przewidzieć, a trwające w tej chwili polowanie na czarownice i poszukiwanie winnych uważam za co najmniej niesmaczne. Natura ma to do siebie, że bywa nieprzewidywalna, a w środku lasu nie ma i na szczęście nigdy nie będzie betonowych schronów. Mieszkając między drzewami w namiotach czy wypływając łódką na wodę wiemy, że może być niebezpiecznie i na to się godzimy. Oczywiście pamiętając, aby zadbać o możliwie wszystkie środki bezpieczeństwa. Z naturą jednak jeszcze nikt nie wygrał. Na naszych tzw. „wielkich jeziorach” funkcjonuje system wczesnego ostrzegania przed sztormem. Gdy zaczynają migać na słupach ostrzegawcze światła rozglądam się zaraz za najbezpieczniejszym miejscem do przeczekania burzy.


Reklama

 

Muszę się przyznać, że zdarzyło się już wielokrotnie, iż mimo tych ostrzeżeń żadna większa wichura mi się nie trafiła. Można było płynąć spokojnie dalej. Pomimo to nie lekceważę tych sygnałów, wiem, że ich uruchomienie jest czymś uzasadnione i wolę nawet kilka razy gdzieś „niepotrzebnie” stanąć przy kei czy na kotwicy niż raz narazić załogę. Może taki rozsądek przychodzi z wiekiem? Tzw. zdrowy rozsądek potrzebny jest nie tylko w sytuacjach ekstremalnych. Jeszcze bardziej na co dzień. Nudne jest już na przykład to ciągłe wytykanie naszym lokalnym władzom ich niekompetencji i braku jakichkolwiek realnych pomysłów na rozwój miasta. Mimo to jak długo będzie to możliwe nie odpuszczę, uparty jestem. Pisałem parę tygodni temu, że istnieje niebezpieczeństwo, iż świetna idea „obywatelskiego budżetu” zostanie w Szczytnie dokładnie skompromitowana. I została.

 

Pieniądze, które miały zostać przeznaczone dla dobra ogółu mieszkańców trafią do jednej ze szkół na sfinansowanie infrastruktury sportowej. Czyli przeznaczone na to, co powinno zostać sfinansowane z budżetu. Cwaniaczkowie znów wygrali, gdyż łatwo przekonać rodziców uczniów, aby zagłosowali jak pani od wuefu sobie życzy. Przy okazji władze miasta, które miały rozpropagować uczciwie wszystkie projekty zupełnie „przypadkiem” tak zaprezentowały jeden z konkurencyjnych projektów, że nie miał szans w konkursie. I nikt rzecz jasna nie poczuł się do przynajmniej przeproszenia autorów projektu znokautowanego w przedbiegach. Proszę państwa, wymagać od miejskiego urzędnika przyznania się do błędu i przeprosin? Toż by królewska korona z głowy spadła. Samej p. burmistrz też to widocznie jakoś nie razi. Tak jak nie razi organizatorów fajnej zresztą imprezy, jaką były mistrzostwa świata w ciekawej grze Indiaca, rozgrywanej w Rozogach wyproszenie z sali niepełnosprawnego kibica, który chciał się z bliska przyjrzeć zawodom. Nie miał odpowiedniego identyfikatora, a organizatorom zabrakło odrobiny empatii.

Reklama

Wiesław Mądrzejowski (wiemod@wp.pl)

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama