Czwartek, 18 Kwiecień
Imieniny: Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy -

Reklama


Reklama

Walter Późny cz 3 - Historia Szczytna i okolic


- Odbudowę miasta zawdzięczamy ludziom przybyłym ze zniszczonych powiatów mazowieckich. Za ich pracę i zaangażowanie na rzecz odbudowy zniszczonego Szczytna mam dla nich ogromny szacunek. To byli ludzie - z pominięciem nielicznych elementów - bardzo pracowici i oddani sprawie wielcy patrioci. Tymi słowami niespełna dwadzieścia lat temu Walter Późny wyraził się o pierwszych powojennych polskich osadnikach, którzy zaczęli przybywać do naszego miasta i powiatu.


  • Data:

Gwałty i rabunki sowieckich „wyzwolicieli”
  Walter Późny po przyjeździe do Szczytna w celu objęcia obowiązków pierwszego powojennego starosty szczycieńskiego, musiał niezwłocznie stawić się u komendanta radzieckiego pułkownika Romanienki.

Z rozmowy, a raczej monologu wygłoszonego przez radzieckiego oficera jasno wynikało, że jeszcze przez bliżej nieokreślony czas, gospodarzami Szczytna i powiatu nadal będą krasnoarmiejcy, natomiast on pomimo piastowanego przez siebie urzędu, nadal nie może ingerować w ich destrukcyjne i złodziejskie poczynania.


  W opisywanym przeze mnie okresie, polska administracja była niejako fikcją, nie mającą za wiele do powiedzenia, natomiast polscy osiedleńcy stali się obiektem agresji ze strony żołnierzy, którzy wciąż licznie tu licznie stacjonowali. 
  Starosta szczycieński regularnie co tydzień musiał składać skrupulatne meldunki o sytuacji w powiecie do rezydującego w Olsztynie pułkownika Jakuba Prawina. Jak opowiadał podczas naszego spotkania, był typem niepokornym, który przedstawiał sytuację taką, jaka jest faktycznie.
  – Władzy polskiej, a raczej radzieckiej, bo polska była tylko fikcyjna, narażałem się w dość znaczny sposób, za co w latach późniejszych zostałem zdjęty ze stanowiska – opowiadał Walter Późny. W swych raportach pisał, że ze strony polskiej stale napływają skargi o kradzieżach, rabunkach i gwałtach dokonywanych przez znajdujące się w powiecie radzieckie oddziały wojskowe. W jednym z nich opisał przypadek, w którym polscy osadnicy broniąc swego mienia zostali zastrzeleni, a wcześniej w obecności rodziców wojskowi zgwałcili ich córki. Znany jest przypadek z miejscowości Romany, gdzie sowieccy żołdacy, bo trudno w tym kontekście użyć słowo żołnierze, zamordowali całą mazurską rodzinę. Najpierw na oczach ojca i syna zgwałcono matkę z dwiema nastoletnimi córkami. Po wszystkim wszystkich zastrzelono, a przypadkowo wyciągniętym z chałup nielicznym Mazurom, nakazano ich ciała pochować w przydomowym ogródku.


  W okresie powojennym, czyli w czasach komunizmu przez wiele lat był to temat tabu. Tylko dzięki skrycie sporządzanym notatkom przez takich ludzi, jak m.in. doktora Gauze, można się dowiedzieć, że w naszym powiecie w latach 1945–1947, zaobserwowano gwałtowny wzrost zachorowań na choroby weneryczne, które przybrały rozmiary prawdziwej pandemii. Nawet w latach późniejszych ówczesnym władzom nie zależało na przeprowadzeniu jakichkolwiek wiarygodnych badań w tej kwestii. Również po 1989 r. zagadnienie to nie funkcjonuje dostatecznie w świadomości społecznej, a oprawców w dalszym ciągu niektóre środowiska nazywają „wyzwolicielami”.


  - Nie należy tego ukrywać. Leczono głównie choroby zakaźne m.in. rzeżączkę i syfilis. Dziś można o tym mówić śmiało - wszystkie kobiety, począwszy od dziewcząt 12 letnich, były zgwałcone i zarażone przez żołnierzy radzieckich. W całym powiecie mówiło się o tym, niekiedy o gwałtach w obecności rodziców - wspominał Walter Późny.

 

Przejęcie władzy od Sowietów i grabież Szczytna
  Oficjalne przekazanie przez Sowietów władzy stronie polskiej odbyło się 26 maja 1945 roku na dziedzicu ratuszowym. Według wspomnień starosty Późnego, można było to wykonać wcześniej, ale Sowieci świadomie zwlekali z jej przekazaniem w ręce Polaków, ponieważ chodziło im o wywiezienie jak największych dóbr do Związku Radzieckiego.
  Niezaprzeczalne jest jednak to, że infrastrukturą zarówno na terenie powiatu szczycieńskiego, jak i całych tzw. „ziem odzyskanych” w szczególny sposób interesował się osobiści Józef Stalin, który podpisywał dyrektywy i rozporządzenia dotyczące demontażu określanych zakładów, czasami i miast oraz wywozu z nich surowców i urządzeń. 
  W jaki sposób wytłumaczyć takie działania? Otóż Stalin najprawdopodobniej wychodził z założenia, że właściwie nie była to zwykła grabież, ale rekompensata materialna za zniszczenia dokonane przez Niemców w Związku Radzieckim. Ponadto wychodził z założenia, że skoro przemysł działał na korzyść gospodarki wojennej III Rzeszy, to zgodnie z tym – należy go po prostu przejąć. Takie tłumaczenie działań Sowietów są po prostu absurdalne, ponieważ w opisywanym przeze mnie okresie, trudno byłoby znaleźć jakąkolwiek gałąź gospodarki, która wówczas nie wspomagałaby nazistowskiej machiny wojennej.


Reklama

 

Trofienne otriady
  Przy 2 Froncie Białoruskim, którego część swoimi działaniami dotarła i do naszego miasta, działały powołane grupy „specjalistów”, którzy mieli za zadanie wyszukiwanie i przekazywanie szczegółowych danych zakładów, które powinny, a nawet musiały zostać wywiezione do Związku Radzieckiego. Według danych, w takich „trofiennych otriadach” w 2 Froncie Białoruskim powstało kilkanaście batalionów, których główny trzon stanowiły kompanie transportowe i bazy przeładunkowe.


  W Szczytnie w ramach odszkodowań wojennych Sowieci na ogromną skalę grabili miejscowe zakłady. W fabryce listew (po wojnie fabryka mebli) należącej do rodziny Anders wywieziono właściwie wszystkie obrabiarki. Dość duży problem stanowiło wymontowanie i załadowanie generatora wraz z maszyną parową. W tym przypadku krasnoarmiejcy wykazali się dużą „pomysłowością”. Po prostu wyburzyli kawał ściany i w ten sposób wyciągnęli i załadowali wymieniony sprzęt. 


  Do 1945 roku w Szczytnie znajdowały się dwie oficyny wydawnicze, które również przydały się Rosjanom. Jedna z nich znajdowała się przy obecnym Placu Wolności, natomiast druga przy obecnej ulicy Odrodzenia. Doszczętnie ogołocili wymienione drukarnie zabierając przy tym (trochę to dziwne, bo w Rosji do dziś używa się cyrylicy) czcionki zecerskie.
  Właściwie w zaledwie trzy miesiące po wkroczeniu do Szczytna radzieckich żołnierzy, miasto zostało kompletnie przez nich rozszabrowane. Wskutek działań sowieckiej grabieży, w Szczytnie ucierpiał nie tylko miejscowy przemysł, ale również i infrastruktura komunikacyjna.     Dość szybko i sprawnie „trofienne otriady” rozmontowały urządzenia znajdujące się na szczycieńskiej stacji kolejowej. Rozpoczęto również rozkręcać tory, które biegły w kierunku Piszą, Biskupca i Wielbarka, czyli właściwie we wszystkich kierunkach. Jakby było im tego mało, Sowieci wzięli się również za tory biegnące do Olsztyna i tylko dzięki interwencji pracowników kolejowych w Olsztynie oraz Szczytnie, demontaż torów nie doszedł do skutku.
Oprócz torów, łupem padły urządzenia sygnalizacyjne wraz z urządzeniami elektrycznymi, które zasilały elementy infrastruktury kolejowej.

 

Szczypiąca bieda
  - Bieda i nędza w powiecie szczycieńskim, którego byłem starostą była taka, że aż dosłownie szczypało - wspominał Walter Późny. - Śmieszy mnie dziś, gdy ktoś opowiada, że „gościliśmy’' w powiecie dowództwo radzieckich sił lotniczych i tę niedużą ilość wojska, bo liczącą „zaledwie” 3 dywizje piechoty. Można sobie wyobrazić, co tu się działo… 


  Ze sprawozdania starosty Waltera Późnego wynika, że Rosjanie w zaledwie dwa miesiące wywieźli z terenu powiatu szczycieńskiego około 14 tysięcy sztuk bydła i koni. W swoich działaniach byli na tyle przebiegli, że aby wykraść krowę lub konia stosowali różnego rodzaju podstępy. W powiecie szczycieńskim zdarzały się przypadki, że osadnikom, którzy tu przybyli i zaczęli uprawiać ziemię, po prostu wyprzęgali konie od pługa podczas wykonywanej orki.

  Często wybierali zamieszkałe już gospodarstwa i jadąc tam, kazali właścicielowi zaprzęgnąć konia do wozu i wieźć się w kierunku Szczytna. Po przejechaniu kilku kilometrów pod groźbą zastrzelenia, kazali gospodarzowi biec w kierunku swojej wsi, a sami natomiast już z trofiennym koniem i wozem wracali uradowani do miasta.
  Sowieci nie gardzili nawet takimi łupami jak kosy, widły i grabie. Ludzi, którzy tu pozostali bądź też przybyli, zmuszali do wykonywania pracy na ich rzecz. Zboże, które zostało wymłócone - rekwirowali, zaś ocalałe młyny pracowały tylko dla nich. 

Reklama

 

Nie tylko Sowieci…
  Walter Późny podczas naszego spotkania często wspominał, że odbudowę miasta zawdzięczał ludziom przybyłym ze zniszczonych powiatów mazowieckich. – Za ich pracę i zaangażowanie na rzecz odbudowy zniszczonego Szczytna mam dla nich ogromny szacunek. To byli ludzie - z pominięciem nielicznych elementów - bardzo pracowici i oddani sprawie wielcy patrioci.
  Niestety, ale wraz z pierwszymi osadnikami, do miasta i powiatu zaczęli nadciągać również i szabrownicy. Były to zorganizowane bandy, które nieoficjalne wsparcie uzyskały od kierownictwa władz sąsiadujących z Mazurami powiatów mazowieckich.
  Pewnego razu w rejon powiatu szczycieńskiego wybrała się spora grupa szabrowników, bo licząca około 600 osób. Ich głównym celem był okręg biskupiecki. Po drodze napotykając przesiedleńców z Mazowsza, zabierali im wszystko co przywieźli tu ze sobą, m.in. nieliczną trzodę chlewną i konie.
  Walter Późny dowiedziawszy się o tym, postanowił zorganizować na szabrowników obławę. – Z Olsztyna przywiozłem grupę milicjantów w składzie 9 osób plus jeden oficer, dodatkowo wspomógł mnie stacjonujący w szczycieńskich koszarach polski 52 pułk piechoty – wspominał starosta.
  Na przedmieściach Szczytna doszło do zatrzymania szabrowników. Pod silnie uzbrojoną eskortą poprowadzono i stłoczono wszystkich na boisku szkolnym przy obecnym ZS nr 1. – Zwołaliśmy wszystkich poszkodowanych po odbiór swego mienia, zatrzymując jednocześnie dla starostwa traktory i samochód ciężarowy, które okazały się dla naszego funkcjonowania po prostu niezbędne. Najbardziej niepokornych na polecenie Waltera Późnego przywołano dość szybko do porządku obniżając pewnym działaniem ich morale. – Po prostu - wysłaliśmy bez szelek, guzików przy okryciach i co ciekawe - bez guzików przy rozporkach. No bo jak można jednocześnie walczyć, a drugą ręką trzymać spodnie, aby nie spadły - opowiadał pierwszy powojenny szczycieński starosta.

 

ROBERT ARBATOWSKI
 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama